Co jemy w Wietnamie?

 

Banh mi- podłużna bułka z wybraną przez nas zwartością widoczną za ladą

Pho - bulion z dodatkiem makaronu ryżowego, pędów bambusa, trawy cytrynowej, mięsa (również owoce morza) i octu ryżowego

Sajgonki - krokiety z papieru ryżowego z nadzieniem mięsnym (również z rybą) lub wegetariańskim (serek tofu, makaron sojowy), warzywa

Lau - wspólny garnek gorącego bulionu w którym każdy z biesiadników gotuje wybrane przez siebie dodatki (mięso, owoce morza, makaron, warzywa)

Bun Bo Hue - pikantny rosół wołowy z makaronem i warzywami

Banh Goi - pierożki smażone na głębokim tłuszczu nadziewane mięsem

Dania z grilla - mięso, owoce morza, warzywa, żaby, gołębie

Banh Xeo - omlet z  dodatkiem mięsa, owoców morza w który zawinięte są warzywa

Ca Phe - kawa po wietnamsku obowiązkowo z koglem moglem

 

Nasze rekomendacje

 

- nocny autobus sypialny

- linie lotnicze Vietnam Airlines

- hotel Lua Vang (Golden Rice Villa)  w Hoi An

- restauracja Cafe des Amis i kucharz Mr. Kim w Hoi An

- plaża Bang Beach w Hoi An

- nocne targowiska w Hanoi, Hoi An, Da Nang i Ho Chi Minh

Powrót do storny głównej

W parku przy jednym z grobowców natrafiliśmy na drzewa z owocami Duriana. Jest on uprawiany w całej Azji i dodawany do wielu dań, w tym sałatek, wyrobów cukierniczych, mięs, ryżu. Cechą charakterystyczną jest smród zepsutego mięsa, który odstraszy niejednego smakosza. Już samo podejście w pobliże drzewa wymaga sporego samozaparcia. Przewożenie owoców Duriana na pokładzie samolotów jest zabronione. Jeżeli jedliśmy jakiekolwiek danie z jego dodatkiem to całkowicie nieświadomie.

Rejs po delcie Mekongu połączony jest z obiadem, degustacją lokalnych alkoholi i zwiedzaniem ręcznej manufaktury produkującej kokosowe cukierki "ciągutki".  Do posiłków przygrywają ludowe kapele.

 

Tunele Cu Chi wybudowane przez Wietkong wokół stolicy miały długość około 200 km. Znajdowały się w nich szpitale, magazyny broni, sztaby dowodzenia i schronienia dla partyzantów. Były wyposażone w pułapki-zapadnie najeżone bambusowymi kolcami. Zwykle żołnierze amerykańscy nie próbowali ich penetrować bo ponosili przy tym zbyt duże straty. Głębokość tuneli sięgała kilkunastu metrów, a na najgłębszym poziomie znajdowało się wyjście bezpieczeństwa w postaci syfonu wodnego do delty Mekongu.

 

Kilka z krótszych odcinków tuneli jest udostępniona dla turystów. Musicie zdać sobie sprawę, że zostały one poszerzone i zaadaptowane dla zwiedzających. Wejście do jednego z nich widoczne poniżej było kiedyś dużo mniejsze.

Klasztor Vinh Trang powstał w XIX wieku i zagościł na turystycznej mapie ze względu na największy na świecie posąg leżącego buddy o długości prawie 50 metrów.

Ho Chi Minh City

 

Sajgon, dawna stolica Republiki Wietnamu to ostatni z celów naszej podróży. Nazwa miasta, kojarzona u nas z bałaganem, w pełni oddaje chaotyczną obronę w ostatnim stadium wojny Wietnamskiej. Po zwycięstwie sił północy nazwa została zmieniona na Hi Chi Minh City.

 

Temperatura 40 stopni Cel (luty) i ogromna wilgotność nie sprzyjają zwiedzaniu. Katedra Notre Dame zbudowana w 1880 roku  i budynek poczty pochodzący z tego samego okresu to główne punkty odwiedzane przez turystów. Pozostaje jeszcze "różowy kościół" i Muzeum Wojny. 

 

Muzeum Wojny musimy obejrzeć, ale po tym doświadczeniu potrzebujemy sporo czasu żeby otrząsnąć się z koszmaru. Jest to jedno z niewielu muzeów na świecie, gdzie motywem nie jest zwycięstwo, ale szkody wyrządzone przez najeźdźcę. Skutki działania czynnika Orange stosowanego na ogromną skalę przez armię amerykańską widać do dzisiaj. Teoretycznie miał być nie groźny dla ludzi i niszczyć wyłącznie lasy. Po latach okazał się bardzo szkodliwy dla wszyskich organizmów, powodując uszkodzenia płodów.

 

Nocne targowiska są zorganizowane w odmienny sposób niż w pozostałych miastach Wietnamu. Ruchliwa ulica w centrum zostaję o ustalonej godzinie zablokowana przez policję. Z bram budynków wyjeżdżają złożone stragany, które w ciągu kilku minut są rozkładane i rozpoczyna się kilkugodzinny handel. To doskonałe miejsce na zakupy wszelkiego dobra, ale musimy pamiętać o targowaniu się, bo ceny dla turystów zwykle są wygórowane.

 

Będąc w Ho Chi Minh musimy zapisać się na wycieczki do tuneli Cu Chi i delty Mekongu. Po drodze do delty zwykle przejeżdżamy koło klasztoru Vinh Trang, którego zwiedzanie jest wpisane w plan wycieczki.

Hoi An

 

Jeden z najważniejszych portów morskiego szlaku jedwabnego, który powstał w pierwszym tysiącleciu przed naszą erą. Nabrał jeszcze większego znaczenia w XVI wieku ze względu na gwałtowny rozwój handlu z Europą. Swoje faktorie mieli tutaj Chińczycy, Japończycy i Portugalczycy. Nazwa miasta oznacza "miasto spokojnego lądowania".

 

W 1999 roku HoI An zostało wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Co ciekawe zabytkowy kształt miasta został zachowany dzięki staraniom polskiej misji archeologicznej pracującej przy rekonstrukcji My Son. W planach władz wietnamskich w latach 90 XX wieku było wyburzenie zabytkowego centrum i postawienie w jego miejscu nowoczesnych osiedli mieszkaniowych.

 

Do szczególnie cennych zabytków należy japoński kryty most ze znajdującą się w środku świątynią. Jednocześnie mamy tutaj kasę biletowę, gdzie kupujemy bilet wstępu do miasta. Trzydniowy bilet kosztuje 120.000 Dongów (22 PLN) i pozwala na wejście do 5 z 21 różnych atrakcji turystycznych. Przy każdym wejściu na naszym bilecie kontroler przystawia pieczątkę - do nas należy decyzja, które obiekty odwiedzimy.

 

Hoi An nazywane jest również miastem lampionów ze względu na wielowiekową tradycję ich produkcji. Najpiękniej stary port wygląda po zmroku, gdy na wodzie pojawiają się wiosłowe łodzie oświetlone lampionami.

 

Wśród atrakcji, które można obejrzeć są stare rodzinne faktorie, w których nadal toczy się codzienne życie. Możemy podejrzeć jak funkcjonują mieszkańcy, zapoznać się z architekturą wnętrz z poprzednich stuleci i obejrzeć zgromadzone przez lata pamiątki, fotografie, dokumenty.

 

Warto też wejść do muzeum - galerii  “Precious Heritage” by Réhahn. Zostało stworzone przez francuskiego reportera podróżnika. Słynie ono z galerii zdjęć kobiet z różnych wietnamskich plemion. Pozwoliłem sobie na zamieszczenie kilku z nich wykonanych przez autora.

 

Polecam rownież wizytę na targowisku, gdzie kupimy każdą przyprawę, świeże owoce i oczywiście wszelkiego rodzaju upominki. W restauracjach na portowym nabrzeżu można bardzo dobrze i tanio zjeść mając jednocześnie wspaniały widok na główny kanał wodny.

 

W Hoi An spędziliśmy kilka dni mieszkając w małym hoteliku poza miastem.  Ponieważ do dyspozycji mieliśmy rowery, wykorzystaliśmy jedno przedpołudnie na wizytę nad morzem. Kąpiel w lutym sprawiła wiele radości, a mijane po drodze pola ryżowe wydzielające intensywny zapach świeżo gotowanego ryżu przypomniały o czekającym obiedzie.

Kalendarz wietnamski różni się od gregoriańskiego i oparty jest na fazach księżyca. W większości domów kalendarz kartkowy wisi na honorowym miejscu. Jak widzicie obok 16 lutego 2020 było dniem 23 w miesiącu Thang Gieng (miesiąc drugi) i była to Niedziela czyli Chu Nhat.

 

Do kalendarza należy podchodzić z należytym szacunkiem. Nie wolno nam samemu zrywać z niego kartek. Robi to wyznaczony członek rodziny, następnie kartka jest palona w specjalnej intencji.

 

Popełniłem ten błąd i chciałem zerwać kartę na pamiątkę. Poderwała się prawie cała rodzina próbując mnie powstrzymać. Kiedy powiedziałem o co mi chodzi nastąpiła konsultacja z najstarszymi członkami rodu. Otrzymałem zgodę, ale kartka została zerwana przez gospodynię i dopiero mi przekazana. Trzymam ją w swojej kolekcji pamiątek.

Zabudowa uliczna w starszych częściach miast jest pozostałością kolonialnych przepisów francuskich. Działki miały maksymalną szerokość 6 metrów, nie było ograniczeń co do głębokości i wysokości budynku.

 

Jeżeli na parterze znajdziecie małą restaurację i zapytacie o toaletę to okaże się, że musicie wejść w głąb budynku i pokonać kilka podwórek aby z niej skorzystać. Mijacie po drodze rozwieszone pranie, domowników oglądających telewizję, domowe ołtarzyki z buddą i kuchnię na świeżym powietrzu. Wszyscy was pozdrawiają i gestem upewniają, że zmierzacie we właściwym kierunku.

 

Ciekawostki

 

Infrastruktura telekomunikacyjna Wietnamu nie wygląda zbyt imponująco i jest tematem śmiesznych nadruków na koszulkach. Wiszące w powietrzu kłębowiska kabli sprawiają wrażenie kompletnego chaosu. Wbrew pozorom, jak każdy kraj wchodzący późno w erę Internetu i telefonii mobilnej, wyposażenie techniczne jest bardzo zaawansowane technologicznie. Na większości obszaru mieliśmy na swoich telefonach zasięg sieci 4G i 5G.

 

My Son

 

Kompleks świątyń hinduistycznych, którego historia sięga IV wieku n.e. Do XV wieku służył królom Czampy jako miejsce kultu, ale po zajęciu regionu przez Wietnamczyków został całkowicie opuszczony. Zarośnięte przez dżungle ruiny odkryli w 1898 roku francuscy archeolodzy.

 

Od tego momentu zaczął się okres oczyszczania i odkrywania kolejnych obiektów i inskrypcji. W początkowym okresie istnienia kompleksu budowle były drewniane i uległy całkowitemu zniszczeniu. Pierwsze ceglane sanktuaria, których pozostałości widzimy dzisiaj powstały w VII wieku.

 

W czasie wojny Wietnamskiej My Son służył partyzantom Wietkongu jako baza. Z tego powodu stał się celem amerykańskich nalotów dywanowych, które spowodowały nieodwracalne zniszczenia. W wyniku międzynarodowych protestów prezydent Nixon wprowadził zakaz operacji lotniczych w tym rejonie.

 

Po wojnie rozpoczęto prace rekonstrukcyjne, w których brała udział duża grupa Polaków z lubelskiej pracowni konserwacji zabytków. W jednym z obiektów znajdziemy tablicę upamiętniającą naszą pomoc.

 

Do parku archeologicznego jesteśmy dowożeni samochodami elektrycznymi z centrum turystycznego. Można poruszać się bez ograniczeń po całym terenie, wchodzić do budowli. W jednym z sanktuariów znajduje się małe muzeum poświęcone historii ludu Czamów.

 

Cały czas toczona jest batllia z otaczającą dżunglą, która na granicach parku stanowi kilkumetrową zbitą ścianę zieleni. Gdyby nie ciągłe prace wycinkowe park zostałby ponownie pochłonięty przez dżunglę w ciągu kilku lat. Daje to wyobrażenie trudności na jakie napotkali się amerykanie próbując przedostać się w głąb terytorium Wietnamu.

 

Ba Na Hills

 

Ba Na Hills powstało w 1919 roku jako kurort dla francuskich kolonizatorów. Położone w górach na wysokości 1500 metrów ma chłodniejszy klimat, co pozwalało wypocząć bogatym urzędnikom od upałów panujących w Da Nang.

 

Nazwa pochodzi od lasów bananowców oryginalnie porastających wzgórza. Mówi się, że Banana Hills było zbyt trudne do wymawiania i dlatego nazwa została skrócona do Ba Na.

 

Z tego okresu pochodzi najstarsza kamienna zabudowa z charakterystycznym kościołem przypominającym katedrę Notre Dame w Paryżu.

 

W ostatnich latach Ba Na Hills przekształcono w park rozrywki. Wjazd na górę zapewnia kolejka kabinowa. Na szczycie zbudowano kilka pałaców przypominających stylem kreskówki Disney'a, podziemne wesołe miasteczko i kasyna gier. Można zjeść i odpocząć w kilkudziesięciu restauracjach i oczywiście przejść się "Złotym Mostem".

 

Znajdziemy też kilka spokojniejszych miejsc jak buddyjski klasztor. Generalnie należy się jednak nastawić na tłumy turystów z małymi dziećmi i zgiełk.

 

Ponieważ hazard jest zabroniony w sąsiadujących krajach, organizowane są specjalne wycieczki do Ba Na Hills, których uczestniczy spędzają kilka dni nie wychodząc z kasyna.

 

Da Nang

 

Droga z Hue do Da Nang przebiega przez najdłuższy w Azji południowo-wschodniej tunel Hải Vân o długości ponad 6 km. Został oddany do eksploatacji w 2005 roku i znacznie skraca czas przejazdu omijając łańcuch gór Annamskich.

 

Miasto jest obecnie największym portem morskim w tej części kraju. Znajduje się tu również lotnisko międzynarodowe. W czasie wojny Wietnamskiej na plażach Da Nang wylądowały pierwsze oddziały amerykańskie, nazywając je chińską plażą. W pasie nadmorskim widać ogromne inwestycje w przemysł turystyczny z najlepszymi w regionie ekskluzywnymi hotelami.

 

Jest to świetny punkt wypadowy do krótkich wycieczek w najbardziej atrakcyjne turystycznie miejsca w Wietnamie:

- sanktuarium Czamów w My Son, wpisane do dziedzictwa światowego UNESCO

- Ba Na Hills w górach Annamskich, będące połączeniem parku rozrywki z kurortem wypoczynkowym i salonem gier

- stare miasto portowe Hoi Ann.

 

Nocne życie miasta skupia się w okolicach mostu smoka (Dragon Bridge), gdzie znajdziemy duże targowiska połączone z przenośnymi knajpkami. To świetne miejsce na zakupy i wieczorny odpoczynek. W soboty na moście smoka odbywa się specjalny pokaz dla turystów, który przyciąga tłumy. Wijący się smok, stanowiący konstrukcję mostu najpierw zieje ogniem, a potem polewa okolicę wodą. Na rzece Han pojawia się wtedy mnóstwo kolorowo udekorowanych stateczków. Odbijające się w wodzie światła stwarzają magiczny klimat, a każdy płomień buchający z paszczy smoka wzbudza aplauz widowni.

 

Hue

 

Hue było stolicą Wietnamu w czasach cesarstwa i pozostawało nią aż do 1945 roku, kiedy to rząd komunistyczny zdecydował o przeniesieniu stolicy do Hanoi. Miasto zostało założone w XVI wieku przy ujściu rzeki Perfumowej i początkowo nosiło nazwę Phú Xuân. Z tamtego okresu pochodzi cytadela oraz zakazane purpurowe miasto, czyli pałac cesarski. Znajduje się tu również 7 rozrzuconych w kilku miejscach grobowców cesarzy, którzy zmarli śmiercią naturalną. Na zwiedzanie Hue mieliśmy tylko jeden dzień i jest to zdecydowanie za mało. Wieczorem przejeżdżaliśmy autobusem do Da Nang.

 

Hue bardzo ucierpiało w czasie wojny Wietnamskiej i w zasadzie wszystkie zabytki zostały zrekonstruowane od podstaw przy udziale konserwatorów z całego świata. W purpurowym mieście nadal trwają prace i część obiektów można obejrzeć tylko na rysunkach i zdjęciach z przełomu XIX i XX wieku przedstawiających dwór i rodzinę cesarską.

 

Phong Nha

 

Wycieczki po parku narodowym są zaplanowane na 1 dzień z przerwą na obiad (wliczony w koszt). Zwykle trasa obejmuje zwiedzanie azylu dla chorych zwierząt, wodospadów, Jaskini Ciemnej (Dark Cave), oraz Hang Thien Duong (Jaskini Rajskiej).

 

Odkryta w 2005 roku jaskinia Hang Thien Duong jest najdłuższą jaskinią w Azji. Łączna długość znanych do tej pory korytarzy wynosi ponad 31 km. Wysokość komór przekracza czasami 70 metrów, a szerokość 150. Dla zwiedzających udostępniony jest pięknie oświetlony odcinek 1,2 km. Poruszamy się po specjalnie wybudowanych pomostach więc zwiedzanie jest łatwe, ale żeby się do niej dostać musimy pokonać kilkaset schodów. Co ciekawe na całej trasie mamy zasięg telefonii komórkowej.

 

Obiad jest podawany w centrum wycieczkowym położonym nad niewielkim jeziorem.

 

Po obiedzie, korzystając z tyrolki przenosimy się na na drugi brzeg do Jaskini Ciemnej. Wcześniej jednak pozostawiamy wszystkie cenne przedmioty w skrytkach, bo czeka nas niejedna kąpiel. Przy wejściu do jaskini zakładamy górnicze kaski z oświetlaczem i wchodzimy z przewodnikiem w ciemność. Poruszamy się bo błotnistym dnie, często zjeżdżając na pupie. Na końcu jaskini czeka nas największa atrakcja, czyli kąpiel w błotnym jeziorze. Wracany całkowicie umorusani i musimy się obmyć w jeziorze, po czym małymi wiosłowymi łódkami przepływamy z powrotem do centrum wycieczkowego.

 

Możemy jeszcze przejechać się tyrolkami, które wyrzucają nas na środku jeziorka i wpław powrócić do brzegu.

 

Wieczorem jesteśmy z powrotem w hotelu w Phong Nha i czekamy na sypialny autobus do Hue.

 

Sypialny do Phong Nha

 

Z Tam Coc podjechaliśmy około 15 km do Ninh Binh - stolicy regionu. Jeszcze przed wylotem z Polski zarezerwowaliśmy nocny sypialny autobus z Ninh Binh do parku narodowego Phong Nha.

 

Przejazd takim autobusem należy traktować jako atrakcję turystyczną. Przy okazji oszczędzamy na noclegu w hotelu i czasie dojazdu w kolejne miejsce. Czekała nas jednak spora niespodzianka gdy okazało się, że część grupy nie ma rezerwacji i miejsca w autobusie. Zdecydowaliśmy się, że w takim układzie nie jedzie nikt z nas i szukamy innego środka transportu. Wywołało to spore zamieszanie wśród obsługi autobusu i właścicieli Ninh Binh Central Hotel koordynujących podróże. Po 2 godzinach telefonowania udało się odnaleźć naszą rezerwację i płatność, a  autobus cały czas na nas czekał.

 

Zabraliśmy ze sobą z Polski kilkanaście 100 ml buteleczek naszych najlepszych trunków na ewentualne prezenty. I tu się właśnie przydały, wręczyliśmy klika z nich wszystkim zaangażowanym w pomoc.

 

Autobus sypialny wyposażony jest w trzy rzędy dwupiętrowych koi i zabiera w zasadzie tyle samo pasażerów, co standardowy autobus o tych rozmiarach. Przy wejściu każdy otrzymuje plastikowy worek do którego wkłada obuwie bo w autobusie chodzimy na boska. Koje są krótkie więc leżymy z podkurczonymi nogami, możemy za to zapiąć pasy bezpieczeństwa. O spaniu raczej nie ma mowy, kierowca trąbi nieustannie, a na kolejnych przystankach przybywa pasażerów. W efekcie przejścia między kojami zapchane są dodatkowymi pasażerami z płaczącymi dziećmi.

 

W Phong Nha lądujemy o 4 nad ranem po nieprzespanej nocy, ale było warto. W małym hoteliku wynajęliśmy wcześniej jeden pokój, żeby zostawić w nim bagaże i umyć się po nocnej podróży. Rano zjedliśmy w nim śniadanie i zamówiliśmy wycieczkę po parku narodowym i wieczorny autobus do Hue.

W tym samym biurze podróży w Hanoi wykupiliśmy przejazd autobusem do Tam Coc na dzień następny. Cechą charakterystyczną kierowców autobusów dalekobieżnych jest nieustanne używanie sygnału dźwiękowego. W odróżnieniu od innych krajów jest to rozumiane jako zwykłe ostrzeżenie dla innych użytkowników drogi.

 

Siedzenia w autobusach nie mają pasów bezpieczeństwa, a jeździ się naprawdę szybko i z fantazją. Trzeba się dobrze ulokować, zabezpieczyć bagażami i trzymać uchwytów, żeby nie spaść.

 

Na drogach spotykamy skutery obładowane jak małe ciężarówki (rodzina z dwójką dzieci, kierowca i trzy psy siedzące samodzielnie w nogach i na tylnym siedzeniu, stosy klatek z kurami, paki trzciny cukrowej). Wypadki zdarzają się jednak bardzo rzadko -  w czasie naszej podróży widzieliśmy tylko jedną stłuczkę.

 

Tam Coc

 

Tam Coc czyli trzy jaskinie, wpisana podobnie jak zatoka Ha Long do dziedzictwa światowego UNESCO to dolina rzeki Ngô Đồng, wijąca się wśród skał i pól ryżowych.

 

Nad doliną góruje kompleks świątyń Bích Động, wybudowanych w 1428 roku. Do najwyższej z nich wchodzimy po 500 stopniach wykutych w skale. Wysiłek się opłaci bo widok na dolinę wart jest spalonych kalorii.

 

Rejs po rzece Ngô Đồng wykupujemy na miejscu. Łódki są obsługiwane przez kobiety, które wiosłują nogami i robią to z ogromną wprawą. Podczas podróży przepływamy przez jaskinie, a na końcu trasy możemy dokonać drobnych zakupów z kramów rozłożonych na łódkach. Jest to w zasadzie obowiązkowy punky programu, a do zakupów zachęca nasza sterniczka, oczekując, że dla niej też coś kupimy.

 

Wokoło rozciągają się pola ryżowe, których soczysta zieleń razi w oczy. Cała okolica to wymarzone miejsce dla fotografów.

Ha Long Bay

 

Jedno z najbardziej widowiskowych miejsc, będące wizytówką Wietnamu i obowiązkowy punkt podróży w każdym przewodniku. Kręcono tu filmy "Indochiny" 1992 i "King Kong - Wyspa Czaszki" 2017. Życie w zatoce toczy się na łodziach ponieważ większość wysepek o pionowych zboczach jest w zasadzie niedostępna.

 

W biurach podróży w Hanoi dostępnych jest kilka opcji wycieczek włącznie z noclegiem na statkach. My wybraliśmy jednodniową wizytę. Zazwyczaj pogoda w zatoce nie rozpieszcza - jest mglisto i często pada deszcz.  Nawet w porze letniej warto zabrać do plecaka ciepłą bluzę i pelerynę.

 

Program wycieczki to przejazd autobusem z Hanoi, zaokrętowanie na stateczek i opłynięcie najciekawszych miejsc ,włączając w to wysepkę Dau Go z największą jaskinią o tej samej nazwie i kolejną wysepką z rejsem łodziami wiosłowymi do jaskini Luon Cave. Na statku otrzymamy wliczony w koszty obiad. Wieczorem wracamy autobusem do Hanoi.

 

Zdarzają się opinie, że zatoka robi się już zbyt zatłoczona i brudna. Nocne imprezy na stateczkach nie pozwalają odpocząć na sąsiednich kotwicowiskach. Jednodniowy pobyt nie pozwala na jednoznaczną ocenę.

 

W każdym razie Ha Long nas zauroczyło swoją tajemniczością i wspaniałymi widokami. Koniecznie trzeba to zobaczyć będąc w Wietnamie.

Mauzoleum Ho Chi Minh i plac defilad to jeden z niewielu reliktów komunizmu. Tuż obok znajduje się Pałac Prezydencki z kolekcją samochodów, z których  korzystał wódz.

 

Więzienie Hoa Lo wybudowane pod koniec XIX wieku przez Francuzów uchodziło za najcięższe w całych Indochinach. W czasie wojny wietnamskiej przetrzymywano w nim strąconych amerykańskich pilotów.

 

Nocne uliczne targowiska znajdziemy w każdym większym mieście Wietnamu. Stanowią doskonałą okazję do zakupów, począwszy od pamiątek i ubrań, a skończywszy na świetnych podróbkach najlepszych zegarków. Targowanie się o cenę jest obowiązkowe.

Drewniany most na jeziorze Hoan Kiem prowadzący do Świątyni Nefrytowej robi po zmroku niesamowite wrażenie. Samo zwiedzanie świątyni jest możliwe tylko w ciągu dnia i kosztuje 30.000 Dongów. 

 

Widoczny na wcześniejszym zdjęciu złoty żółw został zgodnie z legendą wyłowiony z jeziora. Obdarował on cesarza cudownym mieczem i dzięki temu uratował stolicę przed najazdem Chińczyków. Żółwie są w buddyzmie stworzeniami świętymi. Groby mnichów w Świątyni Literatury mają kształt potężnych żółwi, tym większych im bardziej zasłużony był zmarły.

 

Train Street nie robi już takiego wrażenia jak kiedyś, ponieważ pozbawiono ją ruchomych straganów, zamykanych na czas przejazdu pociągu. Pozostaje jednak obowiązkowym punktem na mapie zwiedzania.

Teatr na wodzie wyobrażałem sobie jako przedstawienie zainscenizowane na jeziorze, a tym czasem znajduje się on na pietrze budynku w centrum Hanoi. Aktorzy znajdujący się za przeźroczystą zasłoną sterują na wysięgnikach kukiełkami poruszającymi się po powierzchni zamkniętego basenu. Drewniane cięgna znajdują się pod wodą, co daje niesamowity efekt płynnego ruchu kukiełek.

 

Wszystko byłoby piękne, gdyby nie nasze zmęczenie, smętna wietnamska muzyka (grana i śpiewana na żywo) i przytłumione oświetlenie. Przez dobrą godzinę walczyliśmy ze snem i budziliśmy się wzajemnie szturchańcami. Nie stanowiliśmy jednak wyjątku na widowni, więc to jedyne pocieszenie.

Plan podróży

 

Do dyspozycji mieliśmy dwa tygodnie i staraliśmy się tak opracować plan podróży aby przejechać przez cały kraj z północy na południe. Przylot i wylot mieliśmy z Hanoi więc musieliśmy skorzystać z przelotów wewnętrznych. Polecamy linie lotnicze Vietnam Airlines, które dysponują flotą nowoczesnych samolotów. Na mapce obok widać przebytą trasę z Hanoi do Da Nang i przeloty do Ho Chi Minh i powrót do Hanoi.

 

Dwa odcinki podróży pokonaliśmy nocnym sypialnym autobusem.

 

Hanoi

Ha Long Bay

Tam Coc

Ninh Binh

Phong Nha

Hue

Da Nang

My Son

Ba Na Hils

Hoi An

Ho Chi Minh

Cu Chi Tunels

Mekong River Delta

Hanoi

 

 

 

Hanoi

 

Stolica Wietnamu przywitała nas dosyć chłodną aurą (około 20 stopni Cel.) Byliśmy również zmęczeni lotem i przestawieniem czasu o 5 godzin więc chodziliśmy po mieście w ciepłych bluzach. Musieliśmy zamówić całodniową wycieczkę do Ha Long Bay i przejazd autobusem do Tam Coc. Taki był plan na najbliższe 3 dni.

 

Co obejrzeć w Hanoi?

- Teatr na wodzie

- Jezioro Hoan Kiem i Świątynię Nefrytową

- Więzienie Hoa Lo

- Mauzoleum Ho Chi Minh i Pałac Prezydencki

- Train Street

- Świątynię Literatury

- Stare miasto

- Nocny targ. 

To je

Co warto wiedzieć przed wylotem do Wietnamu

 

Jeżeli chcecie rozpocząć samodzielnie swoją przygodę z Dalekim Wschodem to zacznijcie od Wietnamu. Jest to kraj bardzo bezpieczny, gdzie możecie się poruszać nocą po zaułkach dużych miast bez obaw, że ktoś was zaczepi. Brak narkotyków, zorganizowanej przestępczości, napadów i burd pijackich jest pewnie wynikiem stałej kontroli państwa nad obywatelami. I tu muszę trochę sięgnąć do historii.

 

Socjalistyczna Republika Wietnamu, bo tak brzmi oficjalna nazwa kraju jest rzadkim przypadkiem udanego połączenia dwóch sprzecznych ideologii. Takie przynajmniej sprawia wrażenie dla turystów spędzających tam kilka tygodni.

 

W wyniku porozumień genewskich z 1954 roku Wietnam został podzielony na północny - komunistyczny (Demokratyczna Republika Wietnamu) i południowy - demokratyczny (Republika Wietnamu). W konflikt zbrojny trwający w latach 1955 - 1975 zaangażowany był cały blok socjalistyczny i kapitalistyczny. Wojna zakończyła się zwycięstwem północy i zjednoczeniem kraju.

 

W 2020 roku nie widzieliśmy na ulicach symboli socjalizmu, portretów przywódców, czy haseł nawołujących kobiety do pracy jako traktorzystki. Zamiast tego w domowych ogródkach czy na deskach rozdzielczych samochodów stał pogodny posąg buddy.

 

Obowiązująca waluta DONG ma bardzo korzystny dla nas przelicznik. 10.000 Dong to około 1,7 PLN. Z drugiej strony za 10.000 Dongów właściwie niczego się nie kupi. Butelka mleka kosztuje 34.000 Dong czyli około 6 PLN. Kanapka Banh mi - super śniadanie z ulicznego straganu, to koszt około 30.000 Dong, czyli niecałe 5 PLN. Całodniowa wycieczka z Hanoi do zatoki Ha Long kosztuje 700.000 Dongów (niecałe 120 PLN).

 

Dwa główne lotniska to Hanoi i Ho Chi Minh (dawny Saigon). Nie mamy bezpośredniego połączenia z Warszawy więc musimy skorzystać z przesiadek i koszt podróży będzie największym wydatkiem. Dobrym pomysłem jest przylot do Hanoi i lot powrotny z Ho Chi Minh lub odwrotnie. Pozwoli to na zaplanowanie przejazdu przez cały kraj, który jest wąskim pasem lądu pomiędzy górami, a Morzem Południowo-Chińskim.

 

Na stronie https://travel-online.org/vietnam/ składamy przed wyjazdem wniosek wizowy z wymaganymi kopiami dokumentów. Zazwyczaj dostajemy elektroniczną wizę w ciągu tygodnia. Wizę musimy wydrukować w kilku kopiach bo może być sprawdzana w czasie pobytu w hotelach. Zeskanujcie również główną stronę paszportu i weźcie ze sobą kilka kopii. Nie zostawiajcie oryginału paszportu w recepcji hoteli - kopia jest akceptowana.

 

Po przylocie obowiązkowo kupujemy na lotnisku kartę lokalnego operatora telefonii komórkowej (dostęp do Internetu bez konieczności rozmów). Z tak dobrze działającym Internetem mobilnym nie spotkałem się nigdzie w Europie. Zakładam, że każdy z was korzysta z jakiegoś komunikatora na telefonie. Nawet jak pogubicie się w grupie w czasie zwiedzania to zdzwonicie się przez What's Up lub Messenger.

 

Drugą niezbędną aplikacją jest GRAB (odpowiednik naszego UBER). Dzięki niej zaoszczędzicie sporo, zaczynając od przejazdu z lotniska do hotelu. Kierowcy GRAB w Wietnamie korzystają ze specjalnych modeli Toyota Innova, która zabiera 7 osób, więc zmieścicie się nawet większą grupą.

 

Po Wietnamie podróżujecie lokalnym transportem, korzystając z miejscowych biur podróży dostępnych na każdej większej ulicy. W mniejszych miejscowościach pomoże wam właściciel hostelu. Zapomnijcie o wynajmie samochodu - nawet przejście przez ulicę z sygnalizacją świetlną będzie dla was wyzwaniem w pierwszych dniach. Obowiązuje zasada "pierś do przodu, oko żwawe", czyli wchodzisz śmiało na czerwonym i idziesz równym krokiem - oni cię ominą. Każde zawahanie spowoduje katastrofę.

 

Jadamy wyłącznie na ulicach, co może wydawać się ryzykowne ze względu na wszechobecne robactwo i niski poziom higieny. Ale tak jedzą miejscowi i mamy gwarancję, że wszystko jest świeże. Posiłki w restauracjach (nawet sieciowych) są dużo większym ryzykiem zatrucia. Jedzenie uliczne jest na prawdę pyszne począwszy od kanapek Banh mi aż po tradycyjne zupy Pho.

 

Dziedzictwem kolonializmu jest alfabet łaciński, co ułatwia poruszanie się po kraju. Napisy są dla nas czytelne, a język angielski jest w miarę uniwersalny. Polacy, jako dawny sprzymierzeniec północnego Wietnamu są traktowani bardzo dobrze. Na hasło Bolanda (Polska) widzimy uśmiech na twarzach ochroniarzy w nocnych marketach. Nie widać na ulicach policji ale każdy bankomat, apteka, market jest pilnowany przez ochronę 24 godziny.

 

Bankomaty są dostępne nawet w mniejszych miastach odwiedzanych przez turystów, podobnie jak punkty wymiany walut. Warto zabrać ze sobą rezerwę w gotówce (USD) jako bezpiecznik akceptowalny wszędzie mimo niechęci do wcześniejszego wroga.

 

W trakcie zwiedzania nie schodzimy z wytyczonych tras. Skutkiem trwającego 20 lat konfliktu są miliony niewybuchów zalegających w dżungli. Od czasu zakończenia wojny oficjalne statystyki mówią o kilku tysiącach zabitych. Tylko w 2022 międzynarodowa organizacja Mines Advisory Group (MAG) usunęła ponad 15.000 niewybuchów.

 

WIETNAM

luty 2020

wspomnienia z podróży i trochę praktycznych porad