Powrót do storny głównej

Miasto klimatem przypomina nasze Zakopane. Pamiątkowe zdjęcia ze zwierzętami, sklepy z pamiątkami, dorożki konne, wata cukrowa i cały radosny turystyczne zgiełk. Po górskiej ciszy i wyludnionej Chiaturze szybko nas zmęczyło.

 

Następnego dnia pojechaliśmy autem do Bakuriani, żeby ocenić infrastrukturę narciarską, która jest uważana w Gruzji za jedną z najlepszych. Osobiście nie polecam - do dyspozycji mamy 30 km tras zjazdowych i 20 wyciągów. Najwyższy punkt 2.700 metrów. Główną wadą jest dalekie rozrzucenie wyciągów od miasta i brak połączeń między nimi. Stanowią więc pojedyncze podstacje pomiędzy którymi trzeba przemieszczać się samochodem.

 

Opustoszały dworzec kolejowy nie poprawia nastroju, a już szczególnie informacja o cenach biletów na Kukszkę. Pociąg kursował dwa razy dziennie więc wiele firm zachęcało do kupowania biletów z dużym wyprzedzeniem przez Internet. Ceny wynosiły w przeliczeniu kilkadziesiąt PLN podczas gdy cena na miejscu to 2 Lari (3 PLN) i bilet kupuje się w pociągu.

 

Co jemy w Gruzji?

 

Chinkali - pierożki z farszem np. mięso w bulionie

Chaczapuri - pieczywo z dodatkami (najbardziej popularne z sadzonym jajkiem)

Tonis Puri - pieczywo w postaci wydłużonych placków

Sałatka gruzińska - siekane pomidory, ogórki, pietruszka, cebula z dodatkiem pasty z orzechów włoskich

Badridżani - grillowany bakłażan z pastą z orzechów włoskich

Pieczone pieczarki nadziewane serem sulguni

Phali - pasty warzywne

Charczo - zupa gulaszowa z wołowiny

Grillowane szaszłyki - różne gatunki mięs

 

Nasze rekomendacje

 

- restauracja grill w Besik Gabshvili Park w Kutaisi

- Cafe Turist w Borjomi

- plaża nad Morzem Czarnym w Gonio

- Luxury Apartment at Pirosmani 22 w Borjomi

- Bapsha Guesthouse w Mestia

- Hotel Edemi Castle w Kutaisi

 

 

Cafe Turist to miesjce w Borjomi, gdzie omijając luksusowe restauracje i hotele SPA można niedrogo zjeść wspaniały tradycyjny obiad. Lokal jest maleńki i mieści zaledwie kilka osób, więc trzeba się nastawić na czekanie lub umówić z gospodarzem. Posiłki przyrządza żona, a gospodarz pełni rolę kelnera, doradcy i zabawia opowiadaniami.

Chiatura

 

To chyba najbrzydsze miasto w Gruzji. Przez lata stanowiło duży ośrodek przemysłowy, słynący z kopalni manganu. Na początku XX wieku wydobycie pokrywało 60% światowego zapotrzebowania.

 

Miasto położone jest na zboczach doliny rzeki Kvirila, będącej w zasadzie cuchnącym ściekiem. Życie biologiczne zostało całkowicie zabite przez odpady i ścieki z kopalni.

 

Zasoby manganu zostały wyczerpane pod koniec XX wieku i miasto powoli umiera. Budynki z wielkiej płyty są zamieszkałe w kilku procentach. Ulegają stopniowej dewastacji w wyniku rozkradania przez mieszkańców. Wątpliwą atrakcją dla turystów są wycieczki polegające na zwiedzaniu pustostanów.

 

Do obsługi kopalń i ułatwienia mieszkańcom przemieszczania się po dolinie wybudowano dziesiątki kolejek linowych, których szczątki są jeszcze widoczne. W roku 2021 nie kursowała już żadna z nich, ale podobno kilka lat wcześniej przejazd był jeszcze możliwy i budził dreszczyk emocji.

 

Wybudowano w ich miejsce kilka nowoczesnych kolejek, ale nie były jeszcze oddane do eksploatacji w czasie naszego pobytu. Ludność miasta kurczy się w dużym tempie ze względu na brak perspektyw i w tej chwili wynosi około 15.000 mieszkańców. Może nowe kolejki linowe nie będę już nikomu potrzebne?

 

Na jednym ze zboczy górskich znajduje się wklejony w skalne zbocze monastyr Mgwimewi zbudowany w VIII wieku. To prawdziwa perełka i pomimo konieczności wspinaczki po schodach w 40 stopniowym upale warto było go zobaczyć.

 

Uwaga - bardzo ostro przestrzegane są zasady ubioru. Ponieważ mieliśmy krótkie spodnie zostaliśmy wyproszeni przez jednego z mnichów. Jedyne co mieliśmy ze sobą w podręcznych plecakach to grube przeciwdeszczowe peleryny. Po ich założeniu mnich skomentował nasze ubiory po rosyjsku "но молодцы" - ale zuchy i pozwolił nam wejść.

 

 

Borjomi i Bakuriani

 

To już ostatnie miejscowości na naszej dwutygodniowej trasie. Głównym motywem dodania ich do planu jest wąskotorowa linia kolejowa, która je łączy. Nazywa się Кукушка czyli Kukułka. Linia powstała na przełomie XIX i XX wieku i jest prawdziwym cudem inżynierii. W projekcie brał udział Gustaw Eiffl - konstruktor paryskiej wieży. Borjomi było już wtedy bardzo znanym uzdrowiskiem a w oddalonym o niecałe 40 km Bakuriani znajdowały się źródła mineralne. Kolei była doskonałą alternatywą do podróży konną bryczką przez góry.

 

Niestety po wybuchu pandemii COVID-19 zawieszono kursowanie pociągów i cały nasz kunsztowny plan się zawalił. Nie korzystam z tego w swoich opisach, ale zamieszczę tylko jedno zdjęcie ściągnięte z Internetu  aby zobrazować co straciliśmy.

Mestia i Ushguli

 

Droga do Mestii jest dosyć trudna do pokonania nawet w lecie. Mijamy wiele odcinków z uskokami lub brakiem nawierzchni, często poprzecinanych strumieniami i zawalonych głazami spadającymi z gór. Dodatkowo z nieznanych mi powodów wybierana jest jako legowisko przez stada krów.

 

Mijaliśmy po drodze kilka małych stacji narciarskich (również w samej Mesti), ale zastanawiam się jak można tam dojechać w zimie?

 

Okolica słynie z charakterystycznych wież obronnych, w które wyposażone było każde gospodarstwo. Wejście do wieży znajduje się na wysokości kilku metrów i jest dostępne dzięki drewnianemu podestowi. W każdej wieży znajduje się ujęcie wody, a dolne kondygnacje przeznaczone są na spichlerz i schronisko dla mniejszych zwierząt domowych.

 

W przypadku najazdu przeciwnika gospodarze uciekali do wieży i palili drewniany podest. Byli w stanie przetrwać w niej kilka miesięcy i odpierać próby ataku ze strzelnic znajdujących się na wierzchołku. Zwykle wszystkie armie omijały takie obiekty jako mało atrakcyjne strategicznie i spowalniające tempo marszu.

 

Obecnie w niektórych wieżach znajdują się hostele, ale trzeba je rezerwować z dużym wyprzedzeniem.

 

Do Ushguli dojeżdżamy polną drogą pełną niespodzianek. Jedynie mijające nas "marszrutki" potwierdzały, że jedziemy w dobrym kierunku. Jest to wioska na końcu świata, będąca punktem wypadowym do trekkingu. Kilka tras prowadzi przez góry z powrotem do Mestia.

 

Z Ushguli można dojechać bezdrożami do Kutaisi, ale gospodyni naszego hoteliku odradziła nam tę trasę więc cofnęliśmy się z powrotem w kierunku Zugdidi i skręciliśmy na Kutaisi. Trochę żałujemy bo naszemu znajomemu udało się w tym czasie przejechać z Kutaisi do Ushguli, więc polne drogi były przejezdne.

Batumi

 

W Batumi zrobiliśmy krótką przerwę przeznaczoną na plażowanie nad Morzem Czarnym. Plaże są kamieniste, ale nie wymagają specjalnego obuwia. Drobne kamyki są gładkie i jedyną trudnością jest wyjście z wody ponieważ staczamy się po nich z powrotem. Na plażach oprócz barków i restauracji znajdziemy wypożyczalnie leżaków i parasoli. Warto skorzystać bo na ręczniku lub kocu raczej nie da się dłużej poleżeć.

 

Jeździliśmy samochodem w kierunku granicy z Turcją ponieważ plaże miejskie są bardzo zatłoczone. Za Gonio robi się już pusto, a przy okazji można zwiedzić ruiny rzymskiej twierdzy z II wieku naszej ery.

 

Samo  Batumi wyrasta na światowy kurort i jego promenada opływa przepychem, nocnymi iluminacjami, pokazami światło - dźwięk. Wystarczy jednak przejść kawałek od plaży żeby napotkać charakterystyczną zabudowę bloków z wielkiej płyty. Sprawiają wrażenie niewykończonych ponieważ zdarzają się piętra bez ścian bocznych. Widać też ogromną kreatywność mieszkańców dobudowujących balkony o różnych kształtach i rozmiarach. Całość tworzy obraz zupełnego chaosu i świadczy o luźnych przepisach budowlanych.

 

Polecam wjazd kolejką linową, która startuje niedaleko portu. Mamy z niej doskonały widok na miasto i port, a na górze można wypić dobre drinki.

 

W drodze do Mestia i Ushguli

 

Następnym etapem był przejazd w rejony górskie na północnym wschodzie kraju. Ze względu na niezakończony konflikt z Osetią turyści mogą dojechać do Zugdidi i dalej kierować się na północ. Pamiętajcie o zatankowaniu samochodu do pełna bo dalej trudno o stacje benzynowe i pozostaną zakupy od przydrożnych sprzedawców.

 

W Zugdidi koniecznie trzeba obejrzeć Pałac Dadiani - siedzibę rodu przebudowaną w XIX wieku na styl neogotycki. W pałacu znajduje się muzeum archeologiczno - historyczne z wieloma pamiątkami po Napoleonie Bonaparte i szatą Matki Boskiej. Wokół pałacu rozciąga się ogród botaniczny, w którym znajdują się jeszcze dwa mniejsze pałacyki i kościół Matki Boskiej.

Wodospad Kinchkha na rzece Okatse jest jednym z najwyższych w Gruzji. Wysokość głównego progu to około 70 metrów. W lipcu przepływ wody nie jest duży i praktycznie jest ona rozwiewana przez wiatr przed dotarciem na dół. Dlatego nie wygląda zbyt imponująco. Na końcu trasy trafiliśmy na rozpiętą tyrolkę - bardzo polecam przejazd. Przeprawiamy się nią na drugą stronę rzeki, wracamy drugą tyrolką z powrotem i zostajemy odwiezieni samochodem na górę na parking.

 

Kanion Okatse jest imponujący. Wędrujemy jego zboczem po kratownicowych pomostach. Odradzam trasę osobom z lękiem wysokości, zwłaszcza, że jest jednokierunkowa i nie bardzo można się z niej wycofać. Na jej końcu można skorzystać z przejazdu samochodem terenowym do miejsca startu.

 

Jaskinia Prometeusza została odkryta w latach 80-tych minionego wieku. Na zlecenie wojska grupy naukowców poszukiwały jaskiń, które można by zaadoptować na schrony atomowe. Jest uważana za jedną z najpiękniejszych jaskiń na świecie. Na końcu trasy można dodatkowo wykupić przejazd łódką po podziemnej rzece. Podobno mieliśmy dużo szczęścia bo atrakcja ta jest często niedostępna ze względu na zbyt wysoki lub niski poziom wody.

W okolicach Kutaisi znajdują się liczne kaniony, jaskinie. podziemne rzeki i wodospady.

 

Rozpoczęliśmy od kanionu Martvili, przez który płynie się pontonami. Wycieczka zajmuje około 1/2 godziny, ale warto się na nią zdecydować. Później pozostaje jeszcze krótka trasa piesza. Pomimo, że woda jest krystalicznie czysta to sprawia wrażenie zamulonej i ma zielonkawy odcień.

Za fontanną na centralnym placu znajduje się park, z którym graniczą kryte targowiska. Bardzo polecam to miejsce do zakupów doskonałych przypraw i bardzo mocnej ziarnistej kawy. Pamiętajcie o smakołykach dla bezdomnych psów.

 

Warto wjechać starą kolejką linową do Besik Gabshvili Park, gdzie znajdziecie najlepszą restaurację podającą tradycyjne szaszłyki nadziane na szable.

 

Około 10 km od Kutaisi położony jest Monastyr Gelati ufundowany w XI w. przez króla Dawida IV Budowniczego.

 

Przez wiele lat znajdowała się tu akademia, skupiająca najbardziej światłe umysły średniowiecznej Gruzji. Część oryginalnych fresków i manuskryptów pochodzi z XII w.

 

Król Dawid IV jest porównywany przez gruzińskich historyków do Kazimierza Wilelkiego ze względu na dokonania związane z budownictwem, oświatą i unowocześnieniem kraju.

Kutaisi

 

To trzecie co do wielkości miasto w Gruzji. Mimo wielowiekowej historii nie przyciąga obecnie zbyt wieloma zabytkami i sprawia wrażenie stacji przesiadkowej. Może jest to spowodowane lotniskiem obsługującym tańszych przewoźników i "marszrutkami" wyruszającymi z centralnego placu we wszystkich kierunkach. Nad miastem góruje katedra Bagrati będąca jego wizytówką. Została kilka lat temu skreślona z lity zabytków UNESCO po niezbyt zręcznej przebudowie wprowadzającej nowoczesne formy architektoniczne.

W kierunku Kutaisi

 

Wracając ze Stepansmindy na południe w kierunku Kutaisi odwiedziliśmy skalne miasto Uplisciche i Gori - miasto Stalina.

 

Uplisciche to jedno z kilku skalnych miast znajdujących się w Gruzji, ale uważane jest za jedną z najstarszych osad miejskich w tym regionie. Powstało około V wieku p.n.e i było ważnym ośrodkiem politycznych i religijnym w kraju. Ocenia się, że w największym rozkwicie mieszkało tu kilka tysięcy ludzi.

Wstęp jest płatny, a na terenie kompleksu można latać dronem.

 

Gori odwiedziliśmy wyłącznie jako ciekawostkę. Po kulcie Stalina pozostało mauzoleum pod którym skrywa się drewniana chata - podobno dom rodzinny dyktatora. Obok zabytkowy wagon kolejowy (pancerna salonka), którego zwiedzanie jest już niemożliwe.

 

W Gori spotkaliśmy się po raz pierwszy w Gruzji z biedą dotykającą bezpańskich psów. Ich obecność towarzyszyła nam już niemal do końca podróży. Co ciekawe nie było ich widać w centrach Tibilisi i Batumi, najbogatszych miastach w kraju.

 

Psy chyba rozpoznają turystów po zapachu i podążają za nami utrzymując bezpieczny dystans. Są bardzo zabiedzone, często chore, a miejscowi zupełnie nie przejmują się ich losem. Prowadzenie psa na smyczy jest uważane za dziwactwo. Dokarmianie bezdomnych psów również spotyka się z dezaprobatą. Pomimo to szybko zdecydowaliśmy się na kupno porcjowanej karmy w markecie i od tego momentu zawsze mieliśmy ją w plecaku. Warto było zobaczyć wdzięczność w oczach tych porzuconych zwierzaków.

Gruzja słynie z produkcji wina od kilku tysięcy lat. Tradycyjna metoda wytwarzania w glinianych amforach kvervi zastępowana jest w profesjonalnych winnicach europejską produkcją w beczkach. Wina wytwarzają wszyscy i można je kupić przy każdej drodze w 5-cio lub 1-dno litrowych plastikowych bańkach. Sprzedawcy zachęcają do degustacji i wyboru odpowiadającego nam gatunku. Często kupione w upalny dzień wspaniałe wino już wieczorem próbowane w klimatyzowanym pokoju hotelowym wydaje się nieporozumieniem. Nie zniechęciło nas to jednak do podejmowania kolejnych prób. Dostępny jest też miejscowy bimber "chacha" ale nie wzbudził naszej sympatii.

Na górskich odcinkach dróg, gdzie nie ma stacji benzynowych panuje ciekawy zwyczaj. Mężczyźni sprzedają przy drodze wino, natomiast kobiety paliwo do samochodów w takich samych plastikowych bańkach. Nie znając rosyjskiego o pomyłkę nietrudno :-)

Pomimo szczytu sezonu miasteczko sprawiało wrażenie uśpionego. Turystów spotykaliśmy bardzo mało, a wiele restauracji było zamkniętych. Może to skutki pandemi, ale mam wrażenie, że raczej generalnie podupadło. Widok na Kazbek ze stojącym u podnóża klasztorem jest jednak imponujący i pomimo dalekiej drogi z Tbilisi warto wpisać to miejsce w plan podróży.

Stepansminda

 

Stepansminda jest miejscem wypadowym do wspinaczek wysokogórskich na szczyt Kazbek o wysokości 5054. Oczywiście jest to wyprawa wyłącznie dla profesjonalistów. Dla amatorów pozostaje trekking do klasztoru Cminda Sameba. Dla bardziej leniwych możliwy jest podjazd do klasztoru samochodami terenowymi. Wybraliśmy tę opcję i zaplanowaliśmy piesze zejście powrotne do miasteczka, którego radziecka nazwa Kazbegi została zmieniona w 2006 roku.

W drodze do Kazbegi

 

Z Tibilisi ruszyliśmy na północ w kierunku Stepansmindy (Kazbegi) gruzińską drogą wojenną. Po drodze warto zatrzymać się w starej stolicy Gruzji - Mccheta i podjechać do położonego niedaleko monastyru Dżwari.

 

Mccheta była stolicą Gruzji do V wieku naszej ery i nadal pozostaje siedzibą najwyższych władz kościoła prawosławnego. Władcy Gruzji byli tutaj koronowani i chowani aż do XIX wieku. Wspaniale zachował się sobór katedralny Sweti Cchoweli  oraz fragmenty murów obronnych. Idąc z parkingu mijamy doskonałe restauracje i sklepy z rękodziełem. Warto tu zrobić przerwę w podróży bo im dalej tym droga staje się coraz trudniejsza.

 

Monastyr Dżwari położony na wzgórzu nad rzeką Kura jest widoczny z Mcchety.  Możemy dojechać do niego samochodem i pozostawić auto na parkingu. Jest to jedna z najstarszych budowli prawosławnych w tym rejonie i stanowiła wzór do budowy innych kościołów na całym Kaukazie. Widok ze wzgórza na rzekę Kura równoważy rozczarowanie stanem zabytku. Monastyr jest połączony podziemnym przejściem z Mchetą, które biegnie pod dnem rzeki. Służyło on jako droga ewakuacji z monastyru w przypadku najazdu wroga. Niestety przejście nie jest udostępnione do zwiedzania.

 

Kolejny punkt podróży to twierdza Ananuri położona nad "błękitnym jeziorem" Zhinvali. Jezioro powstało sztucznie jako zbiornik wody dla Tibilisi w latach 80-tych ubiegłego wieku. Rzeka Aragvi została przegrodzona zaporą i elektrownią wodną.

 

Twierdzę wzniesiono pod koniec XVI wieku. Warto wejść na obronną wieżę, z której rozciąga się piękny widok na błękitne jezioro.

 

Gruzińska droga wojenna zaprowadzi Was aż do Stepansmindy pokonując przez góry Kaukazu około 150 km. Droga jest bardzo kręta i panuje na niej duży ruch. Ciężko znaleźć miejsce do wyprzedzenia powoli wspinających się w górę samochodów ciężarowych. Po drodze mijamy największą w Gruzji stację narciarską - Gudauri.

Sobór św. Trójcy położony na wzgórzu po lewej stronie rzeki Kury jest budowlą współczesną. To największy obiekt sakralny Gruzji. Dla wyznawców prawosławia stanowi miejsce pielgrzymek. Otoczony jest kompleksem parkowo - medytacyjnym z licznymi kapliczkami. 

Wizyta w łaźni to ważny punkt programu. Możemy wybrać łaźnie publiczną, której wierzchołek jest widoczny na zdjęciu poniżej lub wykupić wizytę w łaźni prywatnej (zdjęcie po prawej). Łaźnia prywatna wynajmowana jest na godziny i zapewnia pełny komfort i dyskrecję. Macie do dyspozycji przebieralnię, toalety, basen solankowy, saunę, prysznice, zimną kąpiel w beczce. Całość przeznaczona tylko dla was w zamkniętej części budynku. Takich sekcji jest kilka i możecie wynająć gabinety odpowiedniej wielkości dla danej grupy. Wadą jest konieczność rezerwacji co najmniej dzień wcześniej ze względu na ilość chętnych. Można zamówić również dedykowane masaże i zabiegi leczniczo-kosmetyczne.

Kościół Metekhi położony na skarpie nad rzeką to jeden z najstarszych zabytków Tibilisi pochodzący z XIII w. Pozostał na wzgórzu samotnie, ale w przeszłości stanowił fragment całego kompleksu pałacowego, który został całkowicie zniszczony w XVIII wieku w czasie najazdu Persów. Władze carskie zamieniły kościół w więzienie, które przetrwało aż do lat 30-stych XX wieku. Jego więźniem był między innymi Maksym Gorki. W latach 70-tych znajdował się tam teatr. Wrócił do kościoła prawosławnego dopiero pod koniec XX wieku.

 

Wędrując po starym mieście napotkamy wieżę zegarową, stanowiącą pomieszanie szopki świątecznej, pozytywki i zegara. O 12 w południe rozpoczyna się pokaz, trwający kilkanaście minut. W poszczególnych fragmentach wieży otwierają się okna, w których poruszają się marionetki. Wieża jest połączona z teatrem lalek i stanowi jego swoistą reklamę.

 

Panoramę miasta można również podziwiać w czasie rejsu po rzece Kura, często połączonego z obiadem i testowaniem miejscowych win (o winach inna historia). 

T

Tibilisi

 

Tibilisi będące współczesną stolicą Gruzji liczy około 1,5 mln mieszkańców. Położone jest na kilku wzgórzach przeciętych doliną rzeki Kura. Jak wszystkie miasta Gruzji jest pełne kontrastów. Obok zabytkowych placów i bardzo nowoczesnych dzielnic, znajdziecie mnóstwo popadających w ruinę zaułków.

 

Dwa dni wydają się być wystarczające do obejrzenia najważniejszych miejsc. My mieliśmy trochę więcej czasu ponieważ był to punkt początkowy i końcowy naszej podróży. Co warto obejrzeć?

 

Stare centrum miasta

Kolejka szynowa na wzgórze Mtatsminda (park rozrywki)

Kolejka linowa z Placu Europejskiego do twierdzy Narikala

Dzielnica Betlemi z Galerią 27

Dzielnica Abanotubani i łaźnie

Sobór św. Trójcy

Most Pokoju

Wodospad Leghvtakhevi i Nardowy Ogród Botaniczny

Targ

Wieża zegarowa

Kościół Metekhi

Pchli targ na Suchym Moście.

 

Rozpoczęliśmy od Placu Europejskiego i Mostu Pokoju nad rzeką Kurą. Z deptaku położonego w centrum doliny widać dużą cześć zabytkowego miasta na otaczających wzgórzach.

 

Można stamtąd wjechać kolejką linową do monumentalnego posągu Matki Gruzji. Podobne posągi znajdują się praktycznie w każdej ze stolic poradzieckich republik. Miały zwykle nazwy Matki Rosji, które zmieniono po uzyskaniu niepodległości usuwając symbole komunizmu.

 

Przejście do twierdzy Narikala zajmie kilkanaście minut. W panujących w lipcu temperaturach (do 40 stopni Cel) zwiedzanie rozgrzanych w słońcu ruin nie sprawia dużej przyjemności. Dlatego szybko przemieszczamy  się w kierunku ogrodu botanicznego (wstęp płatny) i wodospadu Leghvtakhevi. To prawie centrum miasta a poczujemy się jak w górach i ochłodzimy u stóp wodospadu.

 

W drodze powrotnej możemy trzymać się zbocza wzgórza i przejść przez dzielnicę Betlemi ze słynną Galerię 27 w kierunku kolejki szynowej na kolejne wzgórze Mtatsminda.  W Betlemi czas się zatrzymał. Spacerując uliczkami mijamy wiele domów zbudowanych na początku XX wieku z charakterystycznymi drewnianymi werandami i klatkami schodowymi.

Galeria 27 jest jednym z najczęściej zamieszczanych na Instagramie miejsc właśnie ze względu na piękną, ozdobioną witrażami klatkę schodową. Na ostatnim piętrze znajdziecie sklep z wysokiej jakości wyrobami sztuki ludowej i rzemiosła.

 

Wjazd kolejką szynową na wzgórze Mtatsminda jest interesujący ze względu na samą kolejkę, która została uruchomiona w 1905 roku. Budziła wtedy tyle obaw, że przestraszonym pasażerom dopłacano za chęć zajęcia miejsca w wagonie. Z tamtych czasów pozostały oryginalne stacje górna i dolna. Na wzgórzu znajduje się park rozrywki, będący głównie atrakcją dla dzieci. Możemy odpocząć i zjeść w jednej z licznych restauracji z pięknym widokiem na położone w dole miasto.

O co tu chodzi?

 

Zwiedzając Tibilisi natrafialiśmy często na ciekawe murale, wykonane przez Gosha ART (zapraszamy do strony autorki na Instagram). Mam nadzieję, że nie łamię praw zamieszczając je obok. Czy to był w kalendarzu rok kota (wszystkie są z 2020 roku)? Wiemy, że w Tibilisi odbywa się międzynarodowy festiwal murali, ale terminów nie znam, nie wiem też czy jest to impreza cykliczna. W każdym razie pozdrawiamy autorkę i życzymy równie udanych kreacji.

Plan podróży

 

Do dyspozycji mieliśmy dwa tygodnie i staraliśmy się tak opracować plan podróży aby mieć zapas jednego dnia na nieprzewidziane wypadki po drodze. Weźcie pod uwagę, że nie cały kraj jest dostępny dla turystów. Rejony graniczące z Osetią i Rosją są zablokowane przez patrole wojskowe. Transport lądowy pomiędzy Gruzją i Rosją jest niemożliwy. Do Gruzji możemy więc wjechać tylko z Turcji, Armenii lub  Azerbejdżanu.

 

Tibilisi

Mccheta

Dżwari

Stepansminda (Kazbek)

Uplisciche

Gori

Kutaisi

Batumi

Zugdidi

Mestia

Ushguli

Chiatura

Borjomi

Bakuriani.

To je

Co warto wiedzieć przed wylotem do Gruzji

 

Polacy są traktowani w Gruzji z dużym sentymentem od czasu konfliktu z Osetią i interwencji sił rosyjskich wspierających separatystów. Jednoznaczne opowiedzenie się Polski po stronie Gruzji i wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego są pamiętane do dnia dzisiejszego.

 

Loty z Polski do Gruzji odbywają się regularnie do Tibilisi i Kutaisi (tanie linie). Wybraliśmy Tibilisi ze względu na planowane wypożyczenie samochodu. Wiza wjazdowa nie jest obowiązkowa dla obywateli polskich, możemy wjechać posługując się jedynie dowodem osobistym. 

 

Biura znanych wypożyczalni samochodów nie są czynne całą dobę. Dlatego po wylądowaniu porannym samolotem nastawcie się na czekanie na lotnisku, niewiele większym niż Warszawa Modlin. My skorzystaliśmy ze strony Georgia4You gdzie można wynająć samochód od prywatnego właściciela. Ceny są niższe, a auto będzie podstawione w godzinach waszego przylotu. Samochody są wiekowe i w złym stanie technicznym. Przy odbiorze sprawdźcie czy wszystko jest sprawne. W naszym Mitsubishi Outlander paliło się kilka lampek alarmowych, ale właściciel potwierdził, że tak ma być. Na wyposażeniu pojazdu znajdowała się szpulka PowerTape, która okazała się przydatna już trzeciego dnia do przytwierdzenia odpadającego zderzaka. Obowiązuje ruch prawostronny ale samochody bywają różne i warto się upewnić czy wasz będzie miał właściwie umieszczoną kierownicę.

 

Ponieważ nasz przylot był bardzo wczesny, zdecydowaliśmy się zarezerwować pokój w hostelu na wcześniejszy dzień wraz ze śniadaniem. Mogliśmy się więc rano trochę przespać i odpocząć po podróży zanim wyruszyliśmy zwiedzać miasto.

 

Obowiązującą walutą jest Lari ₾, którego kurs wynosi około 1,5 PLN. Lari wymieniliśmy w kantorze, gdzie akceptowane są Euro lub Dolary - kurs jest lepszy niż w Polsce. Kupiliśmy też miejscowe karty telefoniczne z dostępem do Internetu aby mieć nawigację w samochodzie.

 

Język gruziński przypomina języki arabskie włączając w to pisownię. Brak napisów z literami łacińskimi jest często utrudnieniem i trzeba prosić o pomoc miejscowych. Możemy się porozumieć głównie po rosyjsku. Na znajomość angielskiego możecie liczyć tylko w dużych miastach.

 

Wzdłuż ulic stoją urządzenia przypominające nasze parkometry. Mają kilka zastosowań, np. można opłacić w nich czynsz za mieszkanie, podatek, prąd, ale również parking. Mają menu w kliku językach, ale tylko do podstawowego poziomu. Przy płatności za parking już przy ustaleniu czasu parkowania jesteście przełączani na język gruziński i bez pomocy się nie obejdzie. Uwaga - wpłatomaty nie wydają reszty.  Jeżeli parking kosztuje 2 Lari a włożycie 10 to reszta przepada ..... no prawie. Przy wsparciu miejscowego możecie pozostałe 8 Lari przeznaczyć na doładowanie swojej karty telefonicznej. Otrzymacie na telefon zgrabny SMS, całkowicie nieczytelny bo w języku gruzińskim.

 

Jazda samochodem po Gruzji nie należy do przyjemnych. Drogi między głównymi miastami nie są autostradami nawet jeżeli posiadają dwa pasy ruchu i są rozdzielone zielenią. Po środku mogą się paść krowy, owce. Na poboczu odbywa się handel wszelkimi dobrami. Warto opuszczając miasto zatankować do pełna bo następna stacja benzynowa może być zamknięta. Karty kredytowe są akceptowane, ale na prowincji musicie mieć gotówkę, brakuje również bankomatów.

 

Drogi w górach to już zupełne wyzwanie. Brak kierunkowskazów, potoki płynące w poprzek, wędrujące zwierzęta i polne bezdroża. W górach nie ma zasięgu telefonu więc nawigacja nie dziala.

 

Popularną formą miejscowego transportu są "marszrutki" czyli małe busy kursujące praktycznie do każdej najmniejszej miejscowości. Jeżeli nie jesteście pewni trasy a mija was marszrutka to znaczy, że droga jest przejezdna i zmierzacie w kierunku "cywilizacji".

GRUZJA

 

lipiec 2021

wspomnienia z podróży i trochę praktycznych porad